piątek, 24 czerwca 2016

Marrakesz - nadal dzień pierwszy (uroki medyny)


Ostatnio skończyło się na tym, że dotarliśmy w końcu do naszego pięknego Riadu i padliśmy jak trupki.

>>Kto nie zna wcześniejszych wydarzeń i chcę się dowiedzieć klika tutaj<<

TO JUŻ JEST JUTRO CZY JESZCZE DZISIAJ?
Riad Baba Ali, Maroko, Marakesz, Marrakech | FitFlames
Gdy wyspani i wykąpani obudziliśmy się, zastał nas blady świt studencki - 17:00. Nie, nie spaliśmy 5 godzin ;). Zanim ogarnęliśmy się i wzięliśmy prysznic, zrobiła się godzina 14:00. 3 godzinki były idealne. Dodały mocy i motywacji, żeby jeszcze raz przebić się przez ten harmider. Tyle działo się w ciągu ostatnich 24 godzin, że ciężko było uwierzyć, że to ciągle ten sam dzień.




CHCIELIŚMY DOBRZE, WYSZŁO JAK ZWYKLE ;)
Jemaa el-Fnaa, Maroko, Marrakesz, Marrakech | FitFlames

Tym razem jednak postanowiliśmy zrobić coś bardzo mądrego. Chcieliśmy szybko przedostać się na plac Jemaa el-Fnaa, więc zrezygnowaliśmy z przedzierania się przez stoiska targowe i poszliśmy naokoło suków. Bardzo mądry pomysł szybko przerodził się w najgorszą decyzję tego dnia. Szliśmy labiryntem ciasnych uliczek medyny, pełnych pracujących Marokańczyków. Ruch był ogromny, potworny hałas, smród spalin połączony z innymi zapachami i innymi smrodami zapracowanej dzielnicy. Zerowa ilość turystów i wszystkie oczy skierowane w naszą stronę, jakby mówiące - Co oni tu robią? - przysporzyły nam nie lada stresu.  Jak się można domyśleć, nie byliśmy za bardzo zadowoleni z tego manewru.

ŚWIATŁO W TUNELU
Po godzinie (zamiast 15-20 minut przez suki :) ) ujrzeliśmy znany już nam meczet Kutubijja i pierwsze niemarokańskie twarze. Wtedy już napięcie opadło, odetchnęliśmy z ulgą i relaksowaliśmy się spacerując po okolicy. Przeszliśmy obok grobowców Saadytów, ale było już zbyt późno, żeby wejść do środka.


Meczet Kutubijja, Maroko, Marrakesz, Marrakech | FitFlames


KTO ZGASIŁ ŚWIATŁO?
Koło godziny 20:00 słońce zaczęło zachodzić. Kierowaliśmy się już w stronę słynnego placu, aby zobaczyć go w pełnej okazałości. Niebo w Maroko ma zupełnie inny kolor niż u nas. Błękit jest jakby taki pełniejszy, nie trzeba korzystać z programów graficznych, żeby "wyciągać" niebo z dobrze naświetlonego zdjęcia. Zachody słońca natomiast odbywają się błyskawicznie. Nad naszym polskim morzem możemy sobie zapchać kartę w aparacie gdy słońce chowa się za horyzontem. Tutaj nim się obejrzeliśmy słońce wpadło za widnokrąg. Jakby ktoś "cyknął" światło. ;p Jeżeli więc planujecie uwiecznić ładny zachód, warto się do niego przygotować, ...albo mieć szczęście jak my hehe!

Zachód Słońca, Sun set in Morocco, Maroko, Marrakech, Marrakesz | FitFlames
GŁÓD, HAŁAS I OBSŁUGA KLIENTA

Jemaa el-Fnaa, stragany, Maroko, Marrakesz, Marrakech | FitFlamesWeszliśmy na plac z myślą zaspokojenia głodu, a przy okazji zjedzenia czegoś lokalnego. Po wejściu na plac w godzinach wieczornych, słychać gwar i grę na bębnach, w górę unosi się para i dym, wszyscy zapraszają do swoich straganów, budek z sokami z owoców, kobiety malują henną wzorki na rękach, facet sadza małpę na ramieniu (zdjęcie z małpą płatne oczywiście - jakby się ktoś skusił), mężczyźni intensywnie nawołują do przenośnych, namiotowych jadłodajni. Są świetnie zorientowani na klientów. Po pierwszych kilku zdaniach są w stanie określić kraj z jakiego pochodzisz. Polaków często mylą na pierwszy rzut oka i ucha z Czechami i Rosjanami. Jak już dowiedzą się skąd jesteś, zaczynają swoje popisy. Używają zwrotów w naszym języku lub przywołują znane nam w świecie kulinarnym osoby. Magda Gessler, Robert Makłowicz itp. Lubią chwalić się tym, że znają różne ciekawe zwroty np. "Dobra dobra zupa z bobra ale jeszcze lepsza z wieprza"- co potrafi rozłożyć na łopatki i skutecznie przekonać do skorzystania z usług.

LOKALNE SPECJAŁY
Tajin, Maroko, Marrakech, Marrakesz | FitFlamesHarira, Maroko, Marrakesz, Marrakech | FitFlames
Jako, że byliśmy już bardzo głodni i jeden z naganiaczy przekonał nas darmową herbatką na deser, zamówiliśmy sobie lokalną zupę - harira i ich słynny tajin. Harira to słodka zupa, coś na kształt naszej pomidorowej. Dominują przyprawy takie jak kumin i kolendra. Jeśli chodzi o dodatki, można spotkać się z różnymi wersjami - z makaronem, ryżem, semoliną, ziemniakami, selerem. Niektórzy przegryzają zupę daktylami. Zawsze można popytać co w garnku pływa. My braliśmy jak leci i zawsze było smacznie (ale koniecznie musi być jedzona minichochelką jak na załączonym obrazku, inaczej nie smakuje :D). Tajin to tradycyjne marokańskie danie też podawane w różnych wersjach - z mięsem (wołowina, kurczak, baranina) lub bez mięsa. Jest to danie podane w specjalnym glinianym naczyniu, które jednocześnie służy do przygotowania samej potrawy. Naczynie ma ciężką podstawę i pokrywę w kształcie stożkowatego komina. Pod pokrywą znajdziemy ułożone w stosik ziemniaki, kalafior, marchewki, to wszystko z dodatkiem groszku, kaparów, ciecierzycy, mięsa, przyprawione tradycyjną mieszanką przypraw (różnie podają - 12, 20, 40 różnych ziół - nie wiadomo kto mówi prawdę). Do każdego dania dodają duże okrągłe buły jako przystawkę. Po jedzeniu dostaliśmy obiecaną herbatkę i poszliśmy dalej. Sok ze świeżo wyciskanych owoców kupiliśmy w jednej z tysiąca budek rozstawionych dookoła placu, trochę z duszą na ramieniu i myślą taką, żeby tylko żołądek to wytrzymał. Na szczęście nie mieliśmy z tego względu żadnych problemów. Przekrój dań na straganach jest dość spory. Znajdziemy tu na przykład znane nam szaszłyki, ale też możemy pokusić się na ślimaka lub barani móżdżek - podobno smaczny, ale jakoś się nie skusiliśmy :D

medyna w Marrakeszu, Marrakesz, Marrakech, Maroko | FitFlames


DRUGIE PODEJŚCIE DO TOPOGRAFII
cukerki w Maroko, sweets in Morocco, Maroko, Marrakesz, Marrakech | FitFlames
Zrobiło się już całkiem późno. Postanowiliśmy wrócić do riadu. Po drodze kupiliśmy trochę słodyczy, czyli tłustych ciastek sezamowych oblanych miodem i posypanych cynamonem. Nie polecamy kupować ich za dużo. Bardzo szybko zamulają. Oczywiście znowu się zgubiliśmy po drodze. Dużo wrażeń, zmęczenie i szalony GPS kolejny raz dały popalić. Od razu obskoczyły nas dzieciaki, pytały gdzie idziemy, mówily że nas zaprowadzą itd. Nauczeni już poprzednim incydentem postanowiliśmy sami ogarnąć drogę. Parę razy znowu weszliśmy nie tam gdzie trzeba, aż wreszcie z naprzeciwka wyszedł człowiek, który również rezydował w Baba Ali. Zaprowadził nas pod same drzwi. Była już prawie północ. Zmęczeni położyliśmy się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz